Friday, October 15, 2010

Serbia






Tego dnia znowu rano przywitało nas piękne słońce. Chwilami ciężko mi w to uwierzyć, że taka osoba jak ja wypisuje właśnie takie herezje. Tak czy inaczej rano postanowiliśmy zapodać trzem muszkieterom ( Yamaha Tenere) mały serwis w postaci nasmarowania łańcucha. Wszystko poszło gładko, ale okazało się że w motorze Przemka łańcuch jest wyciągnięty dość znaczenie i trzeba go naciągnąć. Okazało się że jadąc w podróż, mniejsza lub większą, nie mamy ze sobą klucza do odkręcenia koła :) Postanowiliśmy znaleźć pierwszy lepszy sklep. Po około pół godziny oświeciło mnie. Przecież mam oryginalny zestaw narzędziowy w małej skrzynce koło koła. Zaglądam tam i okazało się że Yamaha zadbała o podstawowy zestaw. Szybko naciągamy łańcuch i lecimy dalej. Serbia to kraj który bardzo mnie zaskoczył, oczywiście pozytywnie. W dalszej perspektywie okazało się, że jedynym krajem na naszej drodze (pomijając Albanię) bez sieci dróg o dobrej nawierzchni jest Polska. Zaraz po przekroczeniu granicy zatrzymaliśmy sie na stacji, tam towarzystwa dotrzymywał nam pałętający się szarik. Szybka kawka i bułka z serem, a następnie lecimy dalej. Pędzimy w pełnym słońcu i z czasem docieramy do Belgradu. Marcinowi bardzo zależało na zwiedzeniu tego miasta i nie da się ukryć iż chłopka rozumiałem, gdyż to Architekt z krwi i kości. Natomiast sam dobrze po sobie wiem, że zwiedzanie miast nie należy do moich ulubionych zajęć. Chwilę popałętaliśmy sie po mieście, a następnie pojawiły się małe problemy z noclegiem. Po dłuższych przemyśleniach postanowiliśmy, że jedziemy dalej w kierunku miasta snajperów - Sarajewa. Tego dnia nocujemy w miejscowości Pyma, gdzie policja pomaga nam znaleźć całkiem przyzwoity nocleg. Ponownie szybko się rozgościliśmy i udaliśmy się zwiedzić to małe lecz bardzo urokliwe miasteczko. Był to kolejny dzień, gdzie się okazało iż wieczorna jazda motocyklem nawet w sierpniu na południu europy wymaga przynajmniej podpinki z ociepleniem...

Jedziemy dalej...


Rano przywitała nas ładna pogoda, więc długo się nie zastanawiając szybko wszamaliśmy śniadanie i ruszyliśmy w kierunku Budapesztu. Wjeżdżając na Węgry wpada się na nudną autostradę. Sam już nie pamiętam dlaczego, ale postanowiliśmy sobie odpuścić zwiedzanie stolicy i ruszyliśmy dalej. Późnym popołudniem pogoda zaczęła się psuć, więc postanowiliśmy złapać krótki oddech na stacji benzynowej. Plan był taki, aby dojechać tego dnia do Serbi, ale deszcz nie dawał za wygraną, dlatego rzuciliśmy się na większą miejscowość przed granicą - Szeged. Szybko się ulokowaliśmy w hotelu,a następnie postanowiliśmy spróbować tamtejszego wina w okolicznym parku. Zmęczyliśmy dwie butelki i postanowiliśmy wrócić do hotelu. Nie wiem dlaczego, ale byłem mocno zdziwiony że na południu od Polski nie jest, aż tak gorąco jakby mogło się wydawać... Kolejny dzień zapowiadał się treściwie... w planach zwiedzanie Belgradu!