Tuesday, December 14, 2010

Welcome to Albania

Chciałbym zakończyć przed nowym rokiem to co powinienem zrobić jeszcze we Wrześniu...

To był mój przedostatni dzień podróży...

Rano wstaliśmy lekko zmarznięci, ale chłopaki były pozytywnie nastawione na myśl o ciepłym i słonecznym wybrzeżu. Pamiętam jak Przemek powiedział "w te góry to tylko dla Ciebie przyjechaliśmy" :) Dzięki chłopaki, mam nadzieje, iż mimo że nasze tyłki zmarzły, było warto! Po obfitym śniadaniu w postaci batonów i napoju energetyzującego odpalamy nasze maszyny. Całe szczęście, że nasze lokum było na sporym wzniesieniu, bo moja Tereska odmówiła posłuszeństwa. Było około 2-4 stopni i akumulator miał dosyć. Jedziemy w kierunku kaniony rzeki Tara, gdzie robimy dłuższy postój. Śniadanie, zwiedzanie okolicy, kilka kadrów i ruszamy dalej. Oczywiście nie mogło być inaczej, musiałem przejechać się po moście pierwszy i pełną parą ruszyłem pod górę. Tak sobie jadę i jadę, a chłopaków nie widać. Myślę sobie poczekam na nich i przy okazji looknę na mapę. Próbuję się w nią wczytać i widzę że powinienem mieć rzekę po lewej stronie i mam... tle że jadę w przeciwnym kierunku. po drugiej stronie kanionu. Myślę sobie, muszę dogonić ekipę zanim wjadą do Albanii, bo tam to już będziemy zdani tylko na siebie. Po dłuższej chwili mam ich... "myśleliśmy że pojechałeś pozwiedzać okolicę". Bez komentarza, na ich miejscu pomyślałbym dokładnie to samo :) W połowie drogi do granicy w miejscowości Mojkovic rozdzielamy się, wybieram drogę mniej uczęszczaną przez turystów, tutaj podziękowania dla Gosi z forum XTZ. Droga była praktycznie pusta co momentami budziło moje zdziwienie dot. kierunku jazdy. Jednak co jakiś czas przejeżdżałem przez małą wioskę i lokalni mieszkańcy potwierdzali obrany kierunek. Zbliżamy się coraz bliżej wybrzeża i z każdym kilometrem robi się cieplej. W pewnym momencie postanawiam się przebrać na środku drogi i akurat wtedy przejeżdżają trzy samochody. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżam do skrzyżowania z główną drogą i postanawiam zaczekać na kompanów. Mija 5 min i dostaję sms-a "Za 20 min widzimy się w Podgoricy, jak nie to do Albanii jedziemy sami". Raptem 30 sek i juz byłem w drodze. Wjeżdżam do miasta i okazuję się, że stolica Czarnogóry tętniące życiem miasto, zastanawiam się jak znaleźć dwie tenery w tym kołchozie. Jadę na czuja a po chwili dzwoni Marcin że właśnie przejechałem obok. Jest tak ciepło, że nie mamy ochoty się ruszać, postanawiamy tylko zmienić trochę naszą lokalizację z przydrożnego parkingu pod blokiem na stację benzynową. Kawka, herbata i lecimy dalej. Tuż przez granicą chłopaki postanawiają zrobić małą przerwę na zdjęcia. W tym momencie nastąpiła synchroniczna gleba. Przemek chcąc uwiecznić glebę Marcina sam z kamerą zaliczył piękny lot ku ziemi. Po chwilowych problemach z odpaleniem motoru Marcina przekraczamy granicę. Tutaj radości nie ma końca. Albania to głownie ubite drogi gruntowe i szutrowe. Praktycznie większość trasy pokonałem stojąc na podnóżkach. Postanawiamy odwiedzić miasto Shkoder , gdzie panuje wolna amerykanka na drogach. Stwierdziliśmy że ciężko będzie się odnaleźć z noclegiem w okolicy i kierujemy się ku przejściu granicznym z Czarnogórą. Jadąc już w ciemnościach dojeżdżamy do tętniącego życiem Ulcinja. Zostawiamy bambetle i motory pod naszym 5 gwiazdkowym hotelem i lecimy zjeść coś ciepłego. Dla mnie był to jeden z ciekawszych dni podczas wyprawy.











No comments:

Post a Comment