Thursday, October 8, 2009

... at home

Jestem już w ojczyźnie. Sam przelot samolotem z przesiadkami na lotniskach to chyba najsłabszy punkt całej wyprawy. Będąc w Monachium, myślałem ze jestem już jedna noga w domu. Siedziałem na lotnisku i czekałem na lot do Wrocławia. (Miedzy wierszami muszę dodać, ze nimiecka precyzja rzuca sie momentalnie w oczy. Zaraz po wejściu na terminal przywitał mnie najnowszy model BMW530...) Nie wiem co było powodem, ale dwóch "zielonych" luźnym krokiem przemieszczało się po terminalu i po chili postanowili zamienić kilka słów właśnie ze mną. Chłopaki wyczuli, że przyleciałem właśnie z USA i kazali mi się tłumaczyć, że sprzętu fotograficznego i laptopa. Mój aparat nie jest już pierwszej młodości, a laptop też nosi lekkie ślady użytkowania, więc obyło się bez większych problemów. Jedno jest pewne, nie mógłbym zostać przemytnikiem. Razem ze mną czekało przynajmniej kilkadziesiąt osób, a właśnie to ze mną postanowili porozmawiać.
Zmęczenie daje o sobie znać, właśnie padam do wyrka.

No comments:

Post a Comment