Saturday, September 19, 2009
Seattle => SantaFe
Dzisiaj około południa pożegnalem się z Seattle. Nie wiem dlaczego, ale właśnie dzisiaj miasto to pokazało swoje drugie, deszczowe oblicze, o którym tak często wspominali mieszkańcy. Około 2500km to odległość jaka dzieli Seattle od Santa Fe, jednego z najstarszych miast w USA. Zaraz po starcie samolot szybko przebił się przez pierwszy pułap chmur, a moim oczom ukazał się potężny Mt Rainer. Ogromny wulkan wznoszący się na 4,392 metry, który pokryty jest wiecznym śniegiem. Okolice Seattle, są kolejnym istotnym powodem, dla którego będę chciał kiedyś tutaj wrócić. Oddalając się stopniowo poprawiała się pogoda, a mniej więcej w połowie drogi miałem okazję zobaczyć Salt Lake i jakiś kanion z powietrza. Zaraz po wylądowywaniu w Albuquerque odebrałem samochód z wypożyczalni i ... tutaj muszę powiedzieć, po wystartowaniu samochodem z automatyczną skrzynią biegów na autostradę z pięcioma pasami prostą jak strzała i muzyką country (za która osobiście nie przepadam za bardzo) w tle... zaczyna się Ameryka. Przynajmniej ja się tak poczułem.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment